Thursday, February 19, 2009

a masz ty. i pączkiem w mordę

W tłusty czwartek je się ciastka. Szalona Zuzia, szalona ja - pierwotnie miałyśmy być jedynymi bohaterkami tej słodkiej randki. Po "grzecznej" rybie z ryżem, pozwoliłyśmy sobie zgrzeszyć. Grzech popity dobrym szampanem, dodajmy. Ale o szampanie zaraz. Weszłyśmy do kawiarni. Wybrałyśmy najwyższe grzechy, usiadłyśmy przy wolnym stoliku. Niewiele czasu potrzebowałyśmy, aby zorientować się, cóż za szczególnych sąsiadów mamy. Pani blondynka o włosach potraktowanych olejem, albo dawno nie traktowanych szamponem, bardzo chciała skosztować naszych grzechów. Szalona Zuzia, pełna luzu: "wŁAla". Pani nie zawahała się. Uszczknęła kawałek. Wybrała mój grzech, widocznie wyczuła w nim alkohol, z którym chyba miała tego dnia do czynienia już. Może, na przykład, od rana jadła pączki - nie z różą, ale z wódką? Ale do rzeczy. Obok stolika pani (która była z inną panią, która też miała blond włosy i miała ponadto skłonność do przeklinania, i panem, który w porównaniu z paniami to po prostu siedział cicho, tak się reaguje, jak się źle wybiera widocznie), siedziała para młodych ludzi. Oni nie byli już tacy skorzy do częstowania, co obie panie blondynki bardzo rozbawiło. Postanowiły poczynania pary komentować. Głośno bardzo. A poczynania te głównie skupiały się na jedzeniu po prostu. Wiadomo, jak jemy to jemy i komentarzy nie lubimy. Ale panie komentowały. A komentarz jeden wywołał ciekawe zachowanie pana z pary. Opłacił rachunek i, zbierając się do wyjścia, podał partnerce swojej płaszcz. Sposób, w jaki to zrobił nie spodobał się pani komentatorce. "Patrz Luśka (czy inna), podaje jej kurtkę ręką , hahahaha, huhuhu, hihihi, hehehe". Pan z pary zareagował następująco: podszedł do swojego stolika, wziął kubki z niedopitą czekoladą i powiedział, że skoro panie z trójkąta (nie użył tego stwierdzenia), tak bardzo chcą spróbować smakołyków serwowanych w kawiarni to on chętnie podzieli się resztkami swoich zamówień. Wlał paniom czekoladę do ich filiżanek. Pani przeklinająca uniosła się i (waleczna bestia... bestia, rzeczywiście!) potraktowała pana, hojnego w końcu..., pączkiem, krzycząc przy tym "ty chuju, kurwa". Ponadto rzuciła się na niego, początkowo z tipsami, a tips to nie lada broń. "Niech będzie słodko, a co!", pomyślał pan i czekoladę wylał na twarz pani przeklinającej. [Teraz wyglądała lepiej przy najmniej, wierzcie!] Jednak tipsy nie wystarczyły. Ale broni równie oryginalnej użyła po chwili. Porcelany, pięknej, nie mogłam patrzeć, jak tłuką się te słodkie filiżanki.

W skrócie: kubkiem go w łeb. Krew na obrusie, czekolada na kanapie. Potłuczony serwis na ziemi. I pani przeklinająca jeszcze głośniej niż dotychczas: "On mnie poparzył gorącą czekoladą, co za prostak, oj źle trafiłeś, mój mąż jest prokuratorem, proszę zadzwonić po policję, on będzie za to w sądzie odpowiadał, nie daruję mu". I zadzwoniła do męża, przynajmniej tak sie odgrażała. Ciekawe co pomyślał pan z trójkąta.

Czasem lepiej popełnić falstart, drogie panie kelnerki.

A uczestnicy zdarzenia też zostali potraktowani. Miło. Dobrym szampanem.

Ciekawe jak rozwijałby się nasz związek, Zuziu szalona, gdyby tak właśnie wyglądała nasza pierwsza randka.