Monday, March 28, 2011

Berlin jeden choć o dwóch twarzach!

Berlin. Z jednej strony dużo historii, z drugiej dużo rozrywki, z jednej strony Wschód, z drugiej Zachód.

Wycieczka do Berlina miała wieloraki charakter. Przede wszystkim chyba była potężną lekcją. Może nie mam racji, ale zaryzykuję stwierdzenie, że oto Druga Wojna Światowa zakończyła się tak naprawdę w roku 1989. Wraz z końcem zimnej wojny.

Check Point Charlie to przejście graniczne między Berlinem Wschodnim i Zachodnim, enklawa, w 1961 roku zamknięta potężnym murem. I gdyby nie happy end (względnie happy) to naprawdę czułabym niesmak patrząc jak wszyscy robią sobie zdjęcia z pozostałościami Muru i sama też bym sobie takich zdjęć nie robiła! To w tym miejscu, dawnego Check Point Charli, miałam najbardziej poruszającą lekcję historii. W latach 1961-89 przejścia do Zachodniego Berlina ze Wschodniego (nie na odwrót, bo tego nikt chciał) nie było. To się tyczyło zwykłych obywateli, posiadacze paszportów dyplomatycznych czy współpracownicy partii mogli swobodnie się poruszać między dwoma cześciami miasta. Właściwie między dwoma miastami? Terytoriami? Jednym, zarządzanym przez Rosjan, i drugim – przez Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów. Zwykli mieszkańcy jednak pragnęli przedostać się na drugą stronę. Do rodzin, do lepszego świata. W państwie policyjnym nie jest łatwo żyć, to samo z dala (choć fizycznie bliska!) od rodziny. Byli więc tacy, którzy uciekali na drugą stronę. Oni są opisani dziś na zorganizowanym pod turystów oczywiście terenie wokół Check Point Charlie. I tak – jednym się udało, jakoś, w walizkach przemyceni przez tych, którzy mieli możliwość poruszania się między terytoriami, w wielkich ciężarówkach, w biegu itd. Ci, którzy próbowali uciec na właśną rękę, wiele ryzykowali. Na terenie granicznym żołnierze radzieccy strzelali do każdego uciekiniera, a biegające tam psy-zabójscy ... też zabijały. Opisana jest na Check Point Charlie straszna historia młodego chłopaka, który wraz z kolegą próbował uciec na Zachód. Kolega przeżył, on nie – został postrzelony, krwawił na środku drogi, i dopiero jak się wykrwawił, zwłoki jego zostały zebrane. Wolności nie było w roku 1945. Do 1961 bardzo względna, ale to się radzieckim władzom nie podobało, i tak do 1989 w miejscu, gdzie dziś turyści wcinają kanapki ze słynną kiełbasą czyli Currywurst, kilkadziesiąt lat temu była najlepiej strzeżona granica na świecie.

Czuje się tę różnicę między Wschodem i Zachodem do dziś, bo to tak jakby być trochę w Warszawie (taki „stary“ Ursynów, na przykład) i trochę ...na Zachodzie.

A co poza lekcją historii? Dużo dobrej, różnej rozrywki! Przepięknie zagrali nam filharmonicy berlińscy, widziałyśmy dzieła najsłynniejszych malarzy świata (Gemaelde Galerie, polecam), nareszcie zobaczyłam bramę świątyni Isztar, o której TYLE się uczyłam w liceum na lekcjach historii, i zresztą wiele innych pozostałości po czasach Nabuchodonozora też (mówię o Pergamonie na tzw Wyspie Muzeów oczywiście), w ZOO spotkałam Kangury, tygrysy, pingwiny, szympansy, goryle i pandy (resztę tych stworzeń berlińskiego parku zoologicznego widziałam już w ich naturalnym środowisku, ale też miło było powspominać różne wspaniałe podróże), nie mówię już o pysznościach kulinarnych. Mama skusiła się nawet na typową kiełbaskę (to był bardzo berliński lunch w jednej z knajp imponującego Sony Center), ja nie bylam taka dzielna, ale na - także wielce lokalne - ziemniaczki opiekane się zdecydowałam. A zakupy – cóż, też były, bo jak inaczej, skoro mieszkałyśmy na samym Ku-damm czyli „najbardziej sklepowej ulicy“ Berlina...


Ponieważ świat żyje obrazkiem...
Przechodząc przez Bramę Brandemburską, czyli berliński Łuk Triumfalny.

Brama o zachodzie słońca.

W centrum Berlina jest ciekawie zaprojektowane miejsce pamięci pomordowanych na całym świecie Żydów.


Pozostałości Muru Berlińskiego, ozdobione graffiti,i i wpisami turystów też, można zobaczyć na Potzdamer Platz.


Sztuka propagandy, czyli s k ą d ś to kojarzymy...

To właśnie są te pozostałości po czasach Nabuchodonozora.



Charlottenburg i Belveder (zniszczony przez wojenne bombardowania, odbudowany po wojnie), i piękne ogrody, w stylu angielskim, "nieuporządkowane", i francuskim, eleganckie bardzo - czyli kolejna kopia Wersalu.



Nie jestem dziecko z Dworca ZOO!
Stars in the mirror ;))