Wednesday, February 24, 2010

Muszę stwierdzić, że się nie zgadzam z Tymi, którzy twierdzą, że mamy globalne ocieplenie. Od wielkiej litery o Nich piszę, bo to na pewno mądrzy ludzie, studiujący opasłe książki, czytający z gwiazd (każdy by tak chciał), czyniący bardzo skomplikowane wnioski na skomplikowanych podstawach. Ale ja jestem ostrożna i nie wierzę. Bardzo bym chciała, ale się nie da. Zima była taka, że z dachu mi się leje (i to bardzo wkurzające zjawisko), ciarki mnie przechodzą, jak wspominam ten przeszywający mróz styczniowy, ponadto robi mi się niedobrze - tak jak wtedy kiedy zamarzam na pięciominutowym spacerze z Morisem (i nie chciałabym, żeby moje tu snute wnioski były prawdziwe, bo w takim razie za rok miałoby być jeszcze zimniej? Wyjadę do Afryki, obiecuję!), wszyscy mówią o jednym: że zamarzają, a kierowców wkopanych w ...zimę?, śnieg?... obserwowaliśmy co krok. Zdecydowanie globalne oziębienie, zdecydowanie. Bardzo chciałabym się mylić.

Na stronie azjanews.pl czytam:
Polacy udający się w najbliższych dniach do stolicy Tajlandii - Bangkoku, powinni zachować szczególną ostrożność w związku z niestabilną sytuacją polityczną w tym kraju - ostrzega ambasada RP w Królestwie Tajlandii.

I myślą sobie tak: demonstracje, demonstracjami, turystom nic nie zrobią w tym wypadku, bo NIBY turyści są głównym źródłem utrzymania wielu Tajów. Niby, a nie naprawdę, bo, co jest naprawdę niebezpieczne (przynajmniej dla psychiki ludzkiej), ma miejsce codziennie w całym Bangkoku, a nie tylko w okolicach budynków rządowych. Pisałam o tym już z samej Tajlandii, ale powtórzę, Tajowie to chciwe kłamczuchy nie mające krzty godności, żerujące na turystach. O! Generalizuję, ale dotyczy to zapewne 80 procent Tajów, z którymi ja miałam w Bangkoku do czynienia. A dodam, że prostytutki na mnie nawet patrzyły tak, że mam wrażenie, że im naprawdę wszystko jedno z kim, byle było.

Cios dla Japończyków. Dla wielbicieli tuńczyków, sushi, sashimi.
Tuńczykowi grozi zagłada ze względu nas popularność, jaką cieszy się w Japonii. W formie sushi albo sashimi zjada się tam 80 proc. światowych połowów tych szlachetnych ryb, a cena za sztukę przekracza czasem 100 tys. euro - nieporównanie więcej niż za inne gatunki tuńczyka popularne na całym świecie. Intratny eksport do Japonii na dużą skalę doprowadził do dramatycznego przełowienia. Od 1957 roku światowe zasoby tuńczyków błękitnopłetwych spadły o 75 proc. - alarmują obrońcy środowiska.

To prawda, cały Oean Indyjski jest "obstawiony" przez statki z Japonii, łowiące tuńczyki właśnie. Gdy myślę o japońskim stylu bycia przychodzą mi na myśl skrajne spostrzeżenia. Z jednej strony segregacja śmieci, porządek na ulicach (nie czujcie tu nawet trochę ironii, uwielbiam to i tęknie!), ale z drugiej strony... W Europie tak bardzo dba się o to, żeby nie korzystać z foliowych toreb, najlepsze dla środowiska są te papierowe, używane parokrotnie. W Japonii nie zetknęłam się z czymś takim, foliowe torebki używane są na potęgę. Bo tak wygodniej. Ulice też po prostu wygodniej mieć czyste. A tuńczyki? Smaczne są...

Szkoda wielka, że w czterdziestomilionowym kraju są tylko dwie osoby, z których na Igrzyskach możemy być dumnie. Ale też radość wielka, że tacy są w ogóle. Już nie narzekam, ale niedosyt pozostaje.



tvn24.pl

3 comments:

Yagoda said...

Kotek wiesz że Ty bijesz na głowę Pieńkowską, Pochanke, Werner w swych newsach! Kurczę następna Telekamera for YOU!!! :P

Joasia Cz. said...
This comment has been removed by the author.
Joasia Cz. said...

<3