Thursday, August 30, 2007

na świeżo... ;D

Właśnie dostałam przez skypa (dziękuję Mistrzu za 3 wspólnie spędzone miesiące, dzień w dzień... ah!) kilka zdjęć od mej agentki. A więc niektóre katalogi już się ukazały :) Prą bardzo!.....













Friday, August 24, 2007

models' life?!?!

No to się trochę otworzę :D


Niedziela wieczorem... Przyjemny spacer z Kanadyjkami. Telefon z agencji. Dostałam pracę z fotografem, który robił m.in. kampanię Armaniego (jak się potem okazało, naprawdę m i ę d z y i n n y m i ;]). Wowwwww i łałałiła, tak w skrócie:) Oczywiście Kanadyjki zaproszone zostają na wyżerko-wypitkę do... Starbucksa:P Cieszą się ze mną, dobrze!
W poniedziałek-jutro-rano o 6stej muszę być gotowa do wyjazdu na lotnisko. Sesja w innym mieście, w innej prowincji Chin.

11.00. Przyleciałam, spotkałam sie z fotografem. David przyleciał z Mediolanu, urodził się w Londynie, a kilka lat mieszkał w NY, gdy był modelem;] Fajny, będzie fajnie:) Stylista, Żyd, mieszka w Shanghaju. I fajnie ubiera:] NARESZCIE KTOŚ BIAŁY:) Fajnie:)
Makijaż zrobili mi w miejscu, gdzie przygotowuje się (od strony wizualnej) przyszłe panny młode. Na szczęście nie uczyniono ze mną tego samego, co z chinką siedząca obok mnie ;p Bjuuuuuuuutiful, ale ja podziękuję ;-p

A sesja była bardzo oryginalna. Otóż, pewna chinka, właścicielka 5mln USD, penthausa z widokiem na .... żółtą rzekę - ale nie Żółtą Rzekę! (a to zmienimy w fotoszopie;] hahahaha - miałam u niej w domu zdjęcia, z widokiem na rzekę właśnie...;p) i tony ciuchów tak zacnych firm jak DG, LV, Prada, Gucci, Versace, i t p . . . I ta oto pani chciała mieć katalog ...tych swoich ubrań. Sprowadziła więc Davida z Milano, Itamara z Szanghaju, Olę i mnie;D Przyjemne zdjęcia, nie powiem, lecz przyznam;D To tak dużo łatwiej jest jak fotograf wie, co robi:) No i nareszcie sałatka na obiad (a nie McDonald lub KFC=własny jogurcik;P)... Wieczorem kolacja, wina takiego w życiu nie piłam (prosto z Paris, jak wszystko w przypadku owej chinki), kłótnia o kasę, ale to zawsze (wino – bo mocne chyba - pomogło mi, good boyyy) - tylko, że tej pani to naprawdę na ryż nie brakowało (u nas się mówi"ma co do garnka włożyć", a tutaj "ma na ryż" hahahaha;p).

Noc w hotelu, gdzie w pokoju drzwi od balkonu po prostu się same ruszają:/ Mogłam niby spać te 5 h, ale nie mogłam. Tajfun to wietrzna bestia! Wstałam o 5.00, nie śpiąc 24h. HISTORII KONIEC... to jeszcze nie jest. Znów o 6.00 miałam być gotowa na lotnisko, wróciłam do Shenzhen, prosto z lotniska do miasta, którego fonetyczna nazwa brzmi mniej więcej Głandżo...
110 zdjęć do zrobienia, czyli zrobimy jakieś 2000 (około 20 zdjęć mie w jednym przebraniu należy strzelić, aby wybrać jedno i umieścić na stronie katalogu:/). A już jadąc z lotniska w Shenzhen po prostu czułam, że nie mam ŻADNYCH sił. I - te pieeeeeeeeeeeeeeeeee*********** - chińczyki już od około 22.00 mówiły mi co pół godziny, że zostało ostatnie 10 outfit'ów. Tymczasem skończyliśmy o 2:30 w nocy. Ja już w jakimś letargu byłam. Wrzeszczałam na wszystkich. Byłam … niegrzeczna jak chińczyk. Tylko dla tego (też) biednego fotografa starałam się przed kamerą ukrywać wkurzenie, zmęczenie i chęć wyrzygania na nich wszystkich!! Overtime minimum 4h :/

Wróciłam do domu o 5:00. Nie spałam 48h.



I takie oto 2 dni powinien agent załatwiać dziewczynie w Chinach już na samym początku. Potem każda praca - sześciogodzinna, ośmiogodzinna (tu na godziny się głównie liczy prace) – w której jest do pięćdziesięciu ciuchów do strzelenia wydaje się taka przeprzyjemna :] Jak ta wczorajsza, do której zostałam „wywołana” w 15 minut. Miała trwać 6h, zrobiłam ją w 5, bo te 30 ubrań to tak mało jakoś! :)


Z WIDOKIEM NA ŻÓŁTĄ RZEKĘ ;-)


Saturday, August 18, 2007

taki post ,.,.,.,.,

chinki się nie goląąąąąąąąąąąąąąą:(
Ostatnio na sesji miałam taką stylistkę (dumnie brzmi, oznacza biedną kobitkę, która ściąga ze mnie ubrania i zakłada nowe i musi patrzeć na mnie w jakimś strasznym makijażu, np...;-)), przez którą to ja byłam biedna! Ona, podobnie jak reszta żółtych ludzi płci żeńskiej (i męskiej, ale to nie dziwi) zza Wielkiego Muru, miała włosy takie jak ja chcę mieć jak stąd wrócę - za uszko:p
Nie będę dalej komentować, powiem tylko, że praca trwała 6,5h i było ze 120 ciuchów do zmiany...:[

no dobra, to coś innego - taka scenka z przypadkowego skrzyżowania w Shenzhen: skrzyżowanie więc sobie jest, różne kolory świateł są, powiedzmy - zielone do skrętu, czerwone na wprost dla automobili, ale już nie pieszych idących w to samo wprost! (u nas to jest taki sam kolor światła dla pieszych i samochodów, jadących i idących w tym samym kierunku, jeśli mnie pamięć nie myli...), znów zielone do skrętu, ale już w inną stronę niż to pierwsze zielone, czerwone dla tych, co chcą jechać na wprost, ale inne wprost niż to pierwsze :] Pomarańczowe światła: brak. Zagmatwałam? OK, o to chodziło, takim 'zagmatwanym' się człowiek na skrzyżowaniu czuje tu! Ale to początek dopiero... Ponieważ nikt nic nie wie, nagle jest taki moment, że ruszają wszyscy. Skrzyżowanie o powierzchni 10000 metrów kwadratowych, a tam na raz: pieszych od... metra:], samochodów - jak to w Chinach - więcej niż się mieści, rowery ...hmmmm - znów się odwołam do piosenki 'There Are 9 mln Bicycles In Beijing' ... I nagle B A C H - pickup wali w koło roweru... Rowerzysta leży. Samochód stanął, owszem ('no tak już głupio no się nie zatrzymać no' - tak jak brzmi, tak mniej więcej wygląda - raczej to co widziałam ubrałam w słowa), ale reszta towarzystwa mknie na 'luzaczku' dalej. No tak, przecież to jeden z półtora miliarda podobnych:] /Dalej było tak, że policja przybyła, zawinęła ofiarę-chyba jednak nie śmiertelną-w żółty worek, ofiara pokazywała chyba, że na plecach ją boli i potem poszłam, mnie też już uczuciowo schińszczyło,,, BÓJCIE SIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!;-))/
Także skrzyżowania należy omijać i pić redbulla chyba, aby się wznieść ponad ten bałaganik. Ale tu nie ma redbulla:( Są podróbki, prawie jak oryginały ;-) Odlecisz w kosmos i nie wrócisz (tzw - bez przerywania snu).

Coś jeszcze? tęsknię.

SESJOWO
loki loki loki - i tak od 2,5 miesiąca już;-)

słit ju-ef-oł w bereciku, ale nie mocherowym?? :b

prawdziwe UFO:]

różowy dres fajny jest! I jeepy też są fajne:]

co ci się dziewczynko w głowę stało?

a resztą zajmie się PhotoShop :]

Wednesday, August 8, 2007

Zza Wielkiego Muru.

Wiecie co? Herbata, którą tak lubię, ma korzenie w Chinach. Jeśli herbata ma korzenie:] Nieeeee, nie ma! Cóż... Pewnych tragicznych faktów się nie ominie... Brytyjczycy piją herbatę od 350 lat, a żółte ludzie od 4500...
Zarys historyczny jest zabawny, ale misie podoba;p Wedle chińaskich podań, w roku 2737 przed Chrystusem cesarz Shennong, uczony i żeglarz, siedział pod drzewem i popijał gorącą wodę (chińczykom to zostało do dziś, to normalne pić tu wrzątek:-/). Nagle prosto do jego filiżanki wpadł listek. Szczęśliwym trafem był to liść z dziko rosnącego drzewa herbacianego. Cesarz wysączył napój i tak zrodziło się upodobanie chińczyków do herbaty. Słowo 'herbata' to połączenie dwóch łaciśnkich słów: herba tee, które wywodzą się z języka chińskiego. Cim ciam ciąg i tyle! Herbata od wieków rosła na Kabatach, to jasne!

Spośród wielu rodzajów herbat napiszę Wam o trzech...
1. Echinacea i malinowa - ogranicza rachunki u dentysty, gdyż bez kofeiny nie ma kamienia... ;-D
2. Darjeeling - szpanerska nazwa na torebki ekspresowe. A co to takiego?? /patrz pkt 3./
3. Ekspresowa na sznurku (no nie mogę, nazwa na 5tkę!!) - leczy tęsknotę za domem i krajem. Ulubiona herbata klasy robotniczej. C O Ś D L A M N I E teraz, jako że jestem właśnie na robotach na uchodźstwie i tęsknię.
A ja wczoraj piłam herbatę... uwaga, muszę się skupić!! Kumkwatowo-lemonkową,,, coś takiego:]
Mniaaaaaaam:-)

Oto ja i ta herabta którą piłam:)


chińczykom pokazujemy język ;p


CHIŃSKA PUNTIALNOŚĆ.
To na czerwono to opóźnienia samolotów spore... Byłam lotnisku o 18stej w nadziei, że samolot do Hangzhou (tam miałam strzelanko w niedzielę od rana) wyleci punktualnie, o 19stej. Tymczasem był w powietrzu tak o 00:30:] I jak tu być wyspanym do pracy??


W drodze do domu... Mówię Wam, to jest t o t a l. I już! (Jak dziewczynki moje się czemuś dziwią, ja zawsze mówię, że odpowiedź jest jedna: CZAJNA!)


A chińczyki przystojne chłopaki ;)


Jutro mija miesiąc pobytu Joasi w Chinach. Przede mną 26 nocy tu. Cóż, im szybciej powiem DOBRANOC, tym szybciej będzie już TYLKO 25. Papa.

Friday, August 3, 2007

CD, bo nadal o t y m, co ostatnio i CD jak rasowy Christian Dior!

Dzisiaj stało się coś naprawdę dziwnego. Po bardzo przyjemnym dniu, zakończonym basenem w apartamencie innej Poleczki, Celi, skądinąd duszyczki przemiłej:*, wracałam do domu sama. Ciemno, jak u ...chińczyka, huhu, ale bać się nie bałam, bo już się tak 'zagresiłam' na te żółte istoty, że jak mnie ktoś zdepcze, to ja tego kOGOŚ też zdeptuję, przeklinając po polsku, angielsku i niemiecku, po francusku też (jaka poliglotka ze mnie;p) - 'Merde, verpisdich ty stjupid yellow skrzacie' . Oczywiście ból w małym paluszku u nogi przechodzi bez śladu, a ja brnę dalej. B r n ę - ich jest tyle, że to sie doprawdy b r n i e - walka o skrawek chodnika, ulicy, pobocza gorsza niż z przysłowiowymi wiatrakami, ale jestem w tym coraz lepsza :]
OK, dosyć dygresji... No więc wracałam do domu, sama żółć (oni są doprawdy pokręceni - żeby napisać ten ostatni wyraz przed nawiasem musiałam użyć 4 razy alt'a na 4 litery...) i nagle patrzę, a na schodach przed jakimś budynkiem siedzą trzy zakfefione muzułmanki - ja tak trochę wszystkie arabki jednego worka wrzucam, ale one naprawdę wyglądały na takie co to widzimy w Faktach w TVN gotowe do BOMBOwego pożegnania ze światem, z pasami naładowanymi nabojami na brzuchu... A ja do nich zaczęłam się uśmiechać i mówić 'hello'... :( Z odwzajemnieniem z resztą, może nie ja jedna czułam się tu osaczona?? Ale Wy-obrażacie to sobie?? Joasia i jej przyjaciółki Saudyjki, krewne Bin Ladena;-]
T Ę S K N I Ę do ... nie no, nie chcę pisać bieli, bo znowu zostanę oskarżona, huhuhahahihi :D

Co do drugiej części tytułu notatki...
Czego Chińczyk nie podrobi? Hmmmmm, myślę, myślę, ale nie wymyślę. Czasami mnie pytacie o podróbki zegarków, tak, więc Omegi, Rolexy, Tissoty POTANIAŁY - tak 10000000 razy :] Fency?? Dla moich frędzelków, spragnionych chińskich podróbek, będę się targować do upadłego ;P :*

PS. DO KOMENTARZY!
Ja, nie wiem czy wspominałam wszystkim, nie mogę wchodzić na swojego bloga (cenzura tu na stronę blogspot.com, dodaję tylko notatki na blogger.com, komentarzy Waszych czytać nie mogę, wiem tylko, że jest ich jakaś tam liczba. No ALE dowiedziałam się kto co napisał, bardzo sie cieszę, że napisaliście:) Więc Jerzyku - 'nie ładnie tak pisać o innych' /czy coś takiego napisałeś.../ - o innych - ujęte pięknie!! Gratuluję. To tyle. Maciej - bo przypuszczam, że to Ty - kitajec naprawdę nie wiem czemu, ale znakomicie pasuje na określenie chińczyka. To brzmienie!! =) Superstar'ze, nie myśl, że Ty lubisz... kitajców ;] !! Jagódka, mam tu sushi:) And U? Ale tęsknię do Sejfu, tak, tak!!:*


To tyle, następna notatka bardziej zdjęciowa będzie :)