Sunday, August 1, 2010

Jedz módl się i kochaj. Nie śpij zwiedzaj. Znaj jednak granice.

Chciałam tu coś napisać. I nawet wiedziałam o czym chcę napisać, ale nie wiedziałam, jak najlepiej ubrać to w słowa. I czytałam książkę. Zresztą głośna to pozycja ostatnio, bo jak się pojawia sława z Hollywood to jest głośno. A pojawia się sama Julia Roberts, zagra główną rolę w filmie, którego scenariusz jest oparty na tej książce. O tytule "Jedz, módl się i kochaj". No to cytuję: "Pomimo wszystkich tych niemiłych przygód podróżowanie jest jednak prawdziwą wielką miłością mojego życia. Od czasu kiedy w wieku szesnastu lat pojechałam w swoją pierwszą podróż do Rosji za pieniądze zarobione na pilnowaniu dzieci czułam niezmiennie, że jeżdżenie po świecie warte jest wszelkich kosztów i poświęceń. jestem lojalna i stała w miłości do podróży tak, jak nie zawsze byłam stała w innych miłościach. Do podróżowania mam taki stosunek jak szczęśliwa młoda matka do swojego nieznośnego, cierpiącego na kolki, niespokojnego nowo narodzonego malucha - niezależnie od tego, na co mnie naraża. Ponieważ je uwielbiam. Bo jest moje. Bo wygląda dokładnie tak jak ja. Może mnie całą obrzygać, jeśli przyjdzie mu ochota... i niczego to zmieni w moich uczuciach."
No i kilka uwag. Ze mną nie jest aż tak dobrze. Z bezwarunkową miłością do podróży. Uważam, że coś na siłę tylko, gdy ma sens... Wyprawa w dalekie strony może być sensem samym w sobie, ale lepiej znać słowo granica. No i to porównanie. Dosyć drastyczne. Jakby mnie własne dziecko (niemowlak) obrzygało to bym się umyła, a jemu zęby. Do miejsca chyba łatwiej jest się, skutecznie!, zniechęcić. Mimo wszystko jednak coś w tym cytacie z prawdy jest...
Wczoraj na przykład jakiś pan naiwnie myślał, że sobie z nim nie poradzę i chciał mnie wywieźć, zapewne gdzieś hen hen daleko (ale w końcu się godaliśmy - to znaczy ja z nim na pewno, w drugą stronę chyba gorzej, on po chińsku, a ja po polsku i jego zapewne pierwsze spotkanie z moim ojczystym językiem było brutalne, poznał tylko przekleństwa), a potem pewien mokry szczur obrał drogę przejścia z jednego końca stacji autobusowej na drugi przez moją nogę...
Po powrocie z podróży o takim klimacie powinnam przez najbliższy rok albo dłużej nie opuszczać Polski w ogóle, ba! - Warszawy. Cieszyć się, że jedyne zwierzę, które może mnie podeptać to Moris. Mimo to - ja swoje. Myślę, że jeszcze w sierpniu, po pełnej mniej lub bardziej pikantnych przygód podróży do Chin, polecę... gdzieś:D Ale szczurów już nie chcę.

A poza tym... Nie dość, że Julia Roberts, to jeszcze podróżniczka. Nie mogę się doczekać ekranizacji "Jedz, módl się i kochaj".

3 comments:

Mama said...

Kochana, niemowlaki mają za mało zębów, żeby je myć:)
Ani tam, gdzie pojedziesz w sierpniu, ani tam, gdzie we wrześniu szczury nie będą biegać po ulicach, for sure:)

Joasia Cz. said...

Ale jesteś super MAMA. Top Mama :* No to sprostowanie, umyłabym mojemu słodziakowi jamę ustną. Mają niemowlaki jamę ustną? :)

Mama said...

Mają:)