Monday, November 12, 2007

początek tygodnia :]

A miało być tak pięknie. W niedzielę poszłam spać o 9.30, czyli miałam przed sobą ponad 9 godzin snu. Spałam ponad 9 godzin, wstałam jednak niewyspana. Postanowienie moje: Warszawa to nie Tokio, zasypiać należy jeszcze "za ciemnego", a wracamy metrem ostatnim, a nie... ono nawet pierwsze nie było :( I ja tu imponować nie chcę, każdy może się bowiem metrem rano-raniutko (!!...) przejechać, a co więcej naprawdę żałuję, że tak się stało. Czuję się taka bleeeeee, jak się nie wyśpię.
Mniejsza! pobiegłam z psem, jak codziennie... Przygotowałam śniadanko dla nas dwóch, prysznic i ...prasowanie. Niedoszłe! Wtyczkę od żelazka włożyłam do gniazdka, ale żelazko nie zadziałało. Cóż, bywa tak, że jakieś gniazdko "siada", chciałam więc wyjąć wtyczkę i spróbować inne gniazdko. Wyjmowałam wtyczkę, kiedy - NAGLE - BARDZO SZYBKO... zrobiłam w domu ognisko :) A na śniadanie WYJĄTKOWO nie chciałam kiełbasek (okapujących tłuszczykiem, mniaaaaaaaaaaaam:S), lecz tylko w spokoju zjedzony jogurt z muesli. No więc to ognisko było bardzo oryginalne. 20centymetrowe iskry, dużo iskier, bardzo, bardzo dużo! Zaczęłam krzyczeć "POŻAAAAAR, MAMOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO". Mama nie usłyszała na początku, suszarka głośne stworzenie:( Zaczęłam ciągnąć za ten kabel i cuś wybuchło było... Czarno też było - w gniazdku, na ścianie, na mojej ręce. A na tej ostatniej to jeszcze dziurka (a teraz /right now/ się świeci i coś w niej wypływa:/). Kabel wyrwałam, żelazko pochowałam, a rękę zamroziłam. W końcu ja tak kocham mróz, a ten śnieżek dzisiaj to tylko taka przyjeeeeeeeemna aura, taka, dzięki której kochamy listopad.

Po 10 minutach>>>
Kawka będzie... frostito, gniazdko w kuchni (kilka dobrych metrów niżej niż to świeżo czarne:/ ) też nie działa. Cóż... I zjemy przy świeczce. Za to też kocham jesień - śniadanie przy świetle:] I niech nawet lody w zamrażalniku sobie pływają - enjoy!! Nie ma czasu, wieczorem się sprowadzi elektryka... Ale gorzej z bramą od garażu, która także na prund działa:( :( :( :( :(
"Joasia, Ty idź, ja się bramą zająć muszę" - powiedziała mama. Chciałam jej pomóc, ale szóstego zaledwie dnia pracy nie chciałam sie spóźnić... ze dwie godziny, bo na tak złą oceniałam zaistniałą sytuację. Poszłam, oczywiście będąc świadoma, że na autobus z metra wilanowska do Wilanowa, gdzie pracuję, i tak nie zdążę. Mniejsza... Jestem sobie na skrzyżowaniu Mielczarskieho i Ekologicznej, w drodze do metra, kiedy moja mama dzwoni: "jadę kochanie po Ciebie". Najjjjjjjjssss! A teraz Wam powiem, co to znaczy być ogarniętym:) Moja mama, otóż, zadzwoniła do elektryka naszego kochanego osiedlowego - pana Andrzeja - z pytaniem, czy jest jakiś cudowny środek na ciemności, kałużę pod lodówką, uziemiony samochód.
"Oczywiście. Jeśli sprawdziła pani bezpieczniki w domu, proszę wyjść przed dom i tam w mniejszej skrzynce elektrycznej na pewno jeden bezpiecznik , do tej skrzynki klucze ma pani w szafce zaraz przy wejściu do domu, jest chyba przypięty do kluczy do skrzynki pocztowej i do klucza do śmietnika. A breloczek jest koloru żółtego." Rzeczywiście, 8 lat temu mieliśmy przy t y c h kluczach żółty breloczek!! Ogarnięty?? TAAAAAAK!! Pasujemy do siebie:D
A ja się nie spóźniłam, moja mama umie jeździć samochodem najlepiej na świecie:) Byłam w pracy p i e r w s z a:) A miało być tak źle.