Wednesday, October 5, 2011

Ocean wakacyjnych wspomnień - część 2.


Nusa Dua.

Nusa Dua to raj dla tych, którzy uwielbiają luksus (L U K S U S), zakupy, piękne baseny, bary. Nusa Dua to enklawa, miasto w mieście (mówi się, że Nusa Dua to część stolicy wyspy Densapar, ale ja uważam, że jest to właśnie miasto w mieście). Wjazd do enklawy prowadzi przez piękną kolorową bramę, zaprojektowaną w typowym dla balijskiej architektury stylu - żeby się nie rozpisywać (o co chodzi, na pewno przekonacie się dzięki zdjęciom w tym lub następnym wpisie) dużo koronkowej roboty po prostu. Brama jest granicą między typowym klimatem kraju trzeciego świata gdzieś w południowo-wschodniej Azji a oazą pięknych roślin, krajobrazów, budyneczków. Brama jest też granicą między rozwalonymi drogami z dziurami (coś jak w Polsce, gdzieniegdzie zwłaszcza i identycznie) a promenadami jak w Cannes lub w Singapurze (nie mogę się doczekać wpisu o tym mieście!). W Nusa Dua znajdują się hotele największych sieci światowych jak Melia, Hilton, Sheraton. Brzmi strasznie, ale strasznie nie jest. Nie jest betonowo, jeśli jest marmurowo, to się tego nie czuje, bo marmurowe podłogi idealnie zlewają się z piękną roślinnością typową dla egzotycznych klimatów, tym ładniejszą tam, że bardzo zadbaną przez sztab ogrodników.


W enklawie nie ma mowy o straganach, gdzie do zakupu namawiają nachalni miejscowi. Tu są butiki czyli raj dla milionów turystów z Japonii, które co roku odwiedzają Bali. Tu nie ma mowy o warungach (warung to typowa lokalna jadłodajnia, gdzie obcokrajowiec przeważnie może jeść dopiero, jak pomieszka ładnych parę tygodni na Bali i żołądek do różnych niewygód przyzwyczai, tak ostre są tam potrawy) ani o typowym "brudku", jaki spotykamy w pozostałej części wyspy (nie chcę odnosić się do Singapuru, ale... muszę).

W Nusa Dua spędziłam dwa dni. Enklawa jak to enklawa - coś jest nie tak. Komfort prześwietny, obsługa przemiła, ceny przewysokie.

No comments: