Thursday, November 10, 2011

Co za dzień!

Co za dzień. Wstaję o 5.20, żeby przeczytać tekst na lekcje. Okazuje się, że tak mało wiem o sztuce na początku XX wieku, skoro mam wątpliwości, czy Picasso to espresjonizm, czy nie. Ale plama, mama krzyczy, gdy wybiegam do szkoły: "Picasso do końca był kubistą!!!!". OK, trudno, buzi. Aha, zanim wybiegam, otwieram komputer. Czekam na mejla (miłego i zagranicznego;)), dostaję za to kilka takich oto: 50 procent zniżki na kurs origami (??), kuchnię gruzińską i depilację laserem. What? :) Nic to, ja już tylko myślę o ekspresjonizmie. Depilacja laserem spływa po mnie rodośnie.

Mogłabym tego wszystkiego nie pisać, ale myśli przeleję na papier, to może się ich pozbędę. Ekspres w domu zepsuł się. Jestem w okolicy uniwersytetu 15 minut przed ósmą, więc idę do kawiarni. Nic specjalnego, Coffee Heaven w Bibliotece. Zamknięte. Poczułam się dziwnie. Tyle kawiarni (otwartych od 6.30!) po drodze, ja wymyśliłam tę i jest zamknięta! Isn't it ironic, jak to śpiewała Alanis Morissette. Wracam do samochodu i zostaję wystraszona! Ale od razu widzę, że miło zaskoczona raczej. Spotykam starą dobra znajomą. Nie mamy czasu się spotkać, każda pracuje, po dwa kierunki, bla bla. Przypadek jest najlepsza formą przymusu. Idziemy do kawiarni otwartej (nazwa brzmi fajnie: Rue de paris, szkoda, że brak czasu, żeby usiąść). Każda mówi o sobie (jak w szkole na pierwszych lekcjach: przedstaw się...) po 5 zdań. No jasne, jakbyśmy przedwczoraj były na kolacji i długich pogaduchach. Kocham ten typ znajomości, a ile się czasu oszczędza. Głupi żart. Każda do swojego samochodu. Asia po książki, ja podjeżdżam do Wydziału Dziennikarstwa. I kolejna przykra sprawa. Co za relikt przeszłości ten wydział. Dzisiaj go nie lubię. W sali gorąco. Schodzę z powrotem do szatni. Jest wieszaczek? Jest. Ale na marynarce już nie? Nie. Ale nie spadnie, a jak spadnie moja strata. Nie ma wieszaczka, nie zawieszę.

8.03 jestem w sali. Zaczynamy zajęcia od ankiety dla przyszłych dziennikarzy. Wczoraj już taką wypełniałam. Dzisiaj nie muszę, w ogóle powinnam nie musieć, bo dziennikarzem nie jestem, a Wydział Dzienniakarstwa szkoli też z Public Relations, Stosunków Międzynarodowych, nie wspomnę o socjologii.

8.20 - możemy zacząć lekcje. Ma być fajnie, bo balet pani pokaże z rzutnika, chcąc nieprzekonanych przekonać do tej formy sztuki, albo do sztuki na początku XX wieku. Ale nie możemy zacząć jednak, kolejne osoby się spóźniają nawet o 40 minut (i są wpuszczane przez panią; zarazem pani się wkurza - nie rozumiem:)).

Potem było ładnie. Zakończę tak, jak pani - Czytamy "Radosną wiedzę" i mówimy życiu TAK! Na przekór ;o)

5 comments:

myślonotatnik said...

Na początku byłem przerażony, że po tym co widziałaś w Pradze
http://cs.wikipedia.org/wiki/D%C5%AFm_U_%C4%8Cern%C3%A9_Matky_Bo%C5%BE%C3%AD
mylisz kubizm i ekspresjonizm, ale jak zobaczyłem, że wstałaś o 5:20 to jesteś usprawiedliwiona, bo o tej porze myli mi się noc z dniem.

Ken.G said...

Czyli kosmicznie zabiegany dzień. Jakoś mi się za tym nie tęskni, a przecież bieganie między wydziałami z preclem w zębach (bo na nic innego nie było czasu), żeby zdążyć w kwadrans na kolejne zajęcia nie było tak dawno. Nie chciałabym już tak, było minęło :)))

Joasia Cz. said...

Chris-dzięki za rozgrzeszenie ;o)

Ken.G - a wiesz, że ja to lubię!? :)

Ken.G said...

I to jest najważniejsze :))) Ja też kiedyś lubiłam, z czasem po prostu mi obmierzło. Może się zwyczajnie leniwa zrobiłam?

Shanthi Cabs said...

Impressive!Thanks for the post
Best Travel Agency in Madurai | Travels in Madurai
Madurai Travels | Best Travels in Madurai
Tours and Travels in Madurai | Best Tour Operators in Madurai