Monday, July 5, 2010

Nad polskim morzem nie byłam ze sto lat, a dłużej niż parę godzin - dokładnie pięć. Czyli wiele zapomniałam. A właściwie nie znałam. I niespodzianka była fantastyczna, kiedy znalazłam się w polskim Saint Tropez, czyli Sopocie. Ktoś by powiedział, że każdy ma takie St Tropez na jakie sobie zasługuje, ale Sopot naprawdę dostaje ode mnie 5. Za Monciaka, pyszne śniadania, oishi sushi, boskie molo, piach jak mąka, w tych dniach słońce piękne i wszystkie bezcenne chwile spędzone tam! Świat. To się czuje w Sopocie. Co innego czuje się kilkadziesiąt minut drogi samochodem stamtąd. Włodysławowo Władkiem zwane. Już inny klimat. Też dosłownie. Nie będę pisać, kto tam jeździ i jak bardzo są to różni ludzie od tych w Sopocie, bo niech każdy sobie jedzie tam gdzie chce i spędza wakacje (to w Sopocie) czy wczasy (to we Władku) tak, jak chce. Klimat... W Sopocie czuje się miasto, nawet wieczorem, na plaży, gdy chłodek ogarnia. We Władysławowie czuć tylko morze, morze, morze... Plaża jest szeroka i długa jak pas startowy dla jumbo. Cudo. A patrzcie, jak tam słońce zachodzi...


Czyli czujecie, o co chodzi. Ale zanim się tam będzie, będzie trasa Siódemką zwana. Chiny, Kambodża, Wietnam. Tam trasy są lepsze. Bo nawet jak jest jeden pas to na tyle szeroki, że i krowa i obładowany po bokach że hej motor, i stara ciężarówa w jednym rzędzie jechać mogą. Czyli jest to "trzypasmówka". U nas jest solidne pobocze, i się przydaje, o ile nie ma na nim targu z jagodami i pysznymi czeresienkami. Wtedy jest niebezpiecznie. Podwójnie. Dlatego będę trzymać Komorowskiego (fajny prezent miałam na urodziny, bardzo fajny!) za słowo, że 1000km autostrad będzie. Bo póki co to na około 400 km, które dzielą Warszawę od Trójmiasta, jedynie 80 jest autostradą. To gdzie te drogi, które dotychczas budowali, budowali, budowali...??? Przecież z Warszawy jedzie sie albo nad morze właśnie, albo w góry, a Katowicka może ma 2 pasy w jednym kierunku, ale pobocze już marne, okupowane zresztą przez dupencje leśne, a fale na nawierzchni porównywalne do morskich, z tą drobną różnicą, że są dziełem tirów. Ciężkich, po rozgrzanej trasie jeżdżących.

Gdańsk i my, i remontowany kościół mariacki w tle :)

Jeszcze zachód słońca...


Nie tylko Komorowski ucieszył mnie 4. lipca... :*

No comments: