Wednesday, June 6, 2007

Konichiwa !!

Na początek krótki słowniczek jap.-pol., gdybyście kiedyś chcieli zrobić wrażenie na jakimś Żółtym ;]

konichiwa [konicziła] - dzień dobry
Ohayo [ohajo] - dzień dobry, cześć (rano!!)
sajonara - dowidzenia
arigato - dziękuję
dozo - proszę
watanabe Joasia - nazywam się Joasia
ikura desuka [ikura deska] - ile to kosztuje
cioto mate - poczekaj trochę
cioto - trochę
ockaresamades - 'good job'
kampai! - przy stukaniu się kieliszkami ('na zdrowie!', 'za lepsze jutro' etc...)
o gengi desuka [o gengi deska] - jak się masz
gengi des - dobrze
hai - tak
// {oni nie mówią 'nie', nawet jak się z czymś nie zgadzają to tylko sie uśmiechają i mówią: 'hai, hai' - cóż za okropne fałszerstwo, brrrrrr!!} //


NA RAZIE TYLE, zrobię mailowy sprawdzian, a potem dalszy materiał Dzieciaczki, wiem, że tęsknicie za szkołą, dlatego troszczę się o Wasze samopoczucie (tym lepsze już od siódmego roku życia, im więcej sprawdzianów w ciągu tygodnia!! Czyż nie?? ;-D)


Teraz obiecana historyjka ...


Pierwszej nocy... ojjjjj, w ogóle miałam sporo przygód ;] Po pierwsze w agencji myśleli, że przylatuję w środę, a był poniedziałek, ale szczęśliwie ktoś raczył po mnie wyjechać, także już około 21.00 - wylądowałam o 18.00 - spotkałam mojego menagera (jak to brzmi dostojnie, a to w gruncie rzeczy tylko nasz kierowca, którzy przedstawia nas na castingach, ale tak go się tu nazywa, bo 'driver' to byłoby zbyt poniżające - tak mi ktoś kiedyś wytłumaczył... Przy okazji, wyrażę swoje zdanie na ten temat: ŻADNA UCZCIWA I ZGODNA Z MORALIAMI PRACA NIE GANI I NIE JEST PONIŻAJĄCA!).
Wracając do poniedziałkowego wieczora... Już nie miałam żadnych castingów, zawoziliśmy tylko Audrey (taka Rosjanka, 10 lat siedzi w modelingu - wytrzymała dziewczyna!!) do jej apartamentu, a potem mieliśmy jechać do mnie z walizką...
Jackie - taki ma nickname nasz 'menager' - nagle mówi do Audrey (to będzie zapis fonetyczny): 'Tumoroł bi et 10 et di ejdżensi łiw gans'... A ja na to: 'Łot?? Łaj łiw gans' ('coś się zmieniło w Tokio i trzeba mieć broń ze sobą jak się wychodzi z domu, czy co??' - pomyślałam zaniepokojona). Jackie odpowiedział: 'Łel, szi olłej hes to bi goł with gans'. Rozumiecie, że byłam zmieszana...

No to nie będę nikogo trzymać nadal w zaciekawieniu (to akurat nie będzie, jak w Brazylijskim serialu, tak to bym Wam zdradziła tę słodką tajemnicę w jakimś tysiąc sto trzydziestym drugim odcinku... czyli pewnie około roku 2009, a wtedy to nie wiem, czy będzie ten blog jeszcze istniał, może...!!:)). Otóż, po prostu...
'Gans' to Gantz, młoda Rosjaneczka, z którą Audrey miała przyjść następnego dnia rano do agencji, żeby ta sie nie zgubiła ;] I już! Ogólnie, to bardzo rozśmieszyłam Jackiego, do dzisiaj /wczoraj właściwie, aaaaa!!- muszę iść grzecznie już spać!/ do wieczora wspomina moją wpadkę:)

Porcja zdjęć teraz (a w następnym odcinku kilka mądrych jedzeniowych rad dla Każdego, które wyczytałam w znakomitej wręcz książce, którą dostałam od Mamy Zuzi C. - Słońce, I miss You and kiss You:*)


Rebeca (ma współlokatorka) czeka na casting.




Tokio, moja okolica, by night i by impresjonizm - coś się rozmazało ;]



I na koniec trochę Disneylandu - Myszka Minnie czeka na Mikiego (powiedzmy, że taki uczynię opis do tego zdjęcia ;p)

7 comments:

pysia said...

anijohasejo!!!! (koreańska konkurencja ;)) ja do korei raczej przez dłuuuuuuży czas nie wróce, nie to co Ty z Japonią [;
fajnie fajnie

tylko pamiętaj! nie wychodź po zmierzchu z domu, nie rozmawiaj z obcymi, i nie jedz niczego, co wygląda podejrzanie [;

Unknown said...

to ostatnie to Ty? ;p

Joasia Cz. said...

nie, myszka minnie

Unknown said...

a nie miki?

Joasia Cz. said...

nie, jestem dziewczynką:], tak się jakoś złożyło te 19 lat temu...

Unknown said...

w sumie dobrze się złożyło

Unknown said...

a cóż to nic się nie dzieje?